Autor: Janusz Koryl
Seria:----
Wydawnictwo: Dreams
W sylwestrową noc na Komendę Policji w Rzeszowie przychodzi mężczyzna z zakrwawionym nożem. Według jego zeznać, zabił on kobietę, a jej zwłoki zostawił w mieszkaniu, na miejscu zbrodni. Niby zwyczajne morderstwo, jednak gdy podejrzany "znika" z celi, zabawa dopiero się zaczyna. Niepokojące maile i telefony, brak personaliów w bazie danych. Kim tak naprawdę jest Tadeusz Olczak i co wspólnego z tą sprawą ma Gazeta Rzeszowska z 1931 roku?
Opis to jedyny "feler"tej powieści, który znalazłam. Niestety dla dobra innych czytelników nie zamieściłam go tutaj. Ostatnio bardzo często słyszę, że opis jest jednym, wielkim spoilerem książki. I tutaj po części też tak jest. Jednak najgorsze jest to, że przedstawia on fabułę od drugiej strony. To co jest z tyłu powieści to koniec książki, a do tego spoiler. Z jednej strony to rozumiem, bo jest to retrospekcja i ustalenie, które wydarzenia były wcześniej. Jednak już pierwsze słowa w książce sprowadzają nas do teraźniejszości i to właśnie z tej perspektywy powinien być opis. Mimo tego błędu powieść bardzo wciąga i bardzo szybko się ją czyta. Dynamicznie rozwijająca się akcja i krótkie rozdziały potęgują napięcie, które w ostatnich rozdziałach dochodzi do apogeum.
"Bycie policjantem uniemożliwiało jakiekolwiek negocjacje z losem"Oprócz Tadeusza Olczaka, głównym bohaterem jest również aspirant Mateusz Garlicki, który prowadzi całą sprawę. Już od początku nie jest tym faktem zachwycony, bo w końcu musiał zrezygnować z dalszego imprezowania sylwestrowego, z powodu jakiegoś wariata, który ubzdurał sobie morderstwo. Jednak ów wariat, okazuje się bardzo sprytnym i przebiegłym mordercą z premedytacją. Aspirant zaczyna pogrywać w bardzo niebezpieczną grę, w kotka i myszkę, z przestępcą.
Cała powieść jest w pierwszej osobie, lecz z punktu widzenia różnych bohaterów i z każdym możemy się utożsamić. Niestety to powoduje, że nawet Olczaka jest nam szkoda. Mimo, iż jest wiele postaci, to każdy z nich jest specyficzny,a co za tym idzie, dopracowany w każdym szczególe. Czasami, aż za bardzo.
"Czuła się wtedy jak uzdrowicielka,jakby zamiast ubrań wirowały w bębnie brudne ludzkie dusze,a ona niczym Stwórca przywracał im utraconą świetność."Styl pisania tego autora nie wyróżniania się na tle innych pisarzy, jednak nutka tajemniczości nadaje mu "smaczku". Nigdy nie wiadomo w którą stronę autor poprowadzi całą historię,a tym bardziej jak się zakończy. Każda nowa poszlaka otwiera nam drogę do prawdy, jednak jak się potem okazuje jest to droga bez wyjścia. I znów trzeba się cofnąć do punktu wyjścia.
"Nagle doznał wrażenia, że to jakaś gra, której reguły nie są mu znane."Książka Janusza Koryla to bardzo dobry kryminał, który trzyma w napięciu do ostatniej strony, by zaskoczyć czytelnika niecodziennymi pomysłami. Bardzo dobrze napisana, bez zbędnych opisów, same fakty.
Ocena: 9/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz